CZAS NA PRAWDZIWĄ SZTUKĘ
WARSZAWA-ILOŚĆ MIEJSC OGRANICZONA. Pytanie o kondycję młodego malarstwa, o jego wartości, jakości i kształty, nieodwołalnie wiąże się z pytaniem o miejsce. Gdzie go szukać? Pytania te stawia się dziś jeszcze inaczej, jak i w jakim kontekście wystawiać? Wystawy młodych malarzy: studentów i "świeżych" jeszcze absolwentów (bo o nich poniżej mowa), odbywają się co jakiś czas w miejscach rozmaitych, mniej lub bardziej przypadkowych. Problem nie sprowadza się bynajmniej do kwestii "załatwienia" sobie galerii. Chodzi o miejsce. Miejsce stałej konfrontacji mojej sztuki (niekoniecznie tylko malarstwa), miejsce spotkań, miejsce dyskusji. Miejsce, w którym mogłoby tworzyć się coś na kształt, mówiąc górnolotnie, wspólnoty, świadomości pokoleniowej. Potrzeba zarówno takiego właśnie Miejsca, jak i pokoleniowej manifestacji zaznacza się bardzo silnie. Bardziej z konieczności więc niż z przekonania, punktem spotkań i konfrontacji z młodym malarstwem w Warszawie końca lat 90. pozostaje nadal Akademia. Jej autorytet wydaje się skruszały-tak w opinii studentów, jak i obserwujących ją z zewnątrz krytyków, widzów, wszystkich tych którzy swoje sądy kształtują na podstawie kończących rok szkolny wystaw. Z drugiej zaś strony, jej obecne oblicze artystyczne kształtują w istocie sami studenci. To ile wśród nich osób prawdziwie ze sztuką zaangażowanych i po prostu utalentowanych, waży na ocenia całego systemu. Ów system stwarza możliwości uczciwej, malarskiej roboty, ćwiczenia i prób. Dla zauważalnej demonstracji pokoleniowego potencjału konieczne jest jednak wychodzenie poza mury Akademii. Utrudnia je brak Miejsca.
Wobec mizernej kondycji galerii i ich nikłych możliwości promocyjnych oraz słabego zainteresowania najmłodszym pokoleniem artystów, dystans z jakim oni z kolei je traktują, jest zrozumiały. Z niechęcią mówią o wpisywaniu się w zastane układy i konteksty, nieśmiało głoszą kryzys instytucji galerii w ogóle. Kryzys krytyki oraz całego aparatu promocji i opieki nad sztuką. Kryzys albo raczej - stawiam tezę - pokoleniowe przeżycie.
Odpowiedź osamotnionych póki co w swych staraniach młodych artystów, na istniejącą sytuację może być przynajmniej trojaka. Po pierwsze, próba wchodzenia, wpasowania się w istniejącą strukturę instytucji sztuki - "robienie swojego" w oparciu o to, co uda się wymóc na "systemie". Po drugie, odcięcie się i zamknięcie się we własnej pracowni, własnych przekonaniach, co oznacza w praktyce rezygnację z udziału w tzw. życiu artystycznym. Po trzecie wreszcie, szukanie zupełnie nowych możliwości działania i kreowania nowych niezależnych od "systemu" sytuacji artystycznych. Każda z tych dróg znajduje swoich zwolenników i praktyków. I tak za przykład trzeciej drogi mogą służyć zorganizowane w październiku 1995 przez kilku studentów V roku malarstwa "Wydarzenia Artystyczne w Dawnych Zakładach Norblina". Tradycja tego miejsca, w którym odbywały się głośne wystawy lat 80. ( jak np, nomen omen, "Co słychać?"), jest tradycją uwolnienia, niezależności od zinstytucjonalizowanego mecenatu, sieci, hierarchii i znajomości.
POWRÓT-NIE-POWRÓT OBRAZU. czy właściwe jest mówienie o powrocie obrazu, skoro zasadniczym wydaje się towarzyszące nam dziś przekonanie o tym, że obraz nigdy nie zniknął ( co najwyżej, uwaga na stronę bierną, był wycofany)? Istotą i wartością malarstwa jest zaś właśnie ciągłość tradycji, postępowanie według stałych reguł, fizyczny gest malarski na płaszczyźnie. Nasza współczesna refleksja (dyskusja) winna więc koncentrować się na tym, co oczywiste, na tradycji i regułach malarstwa, ale na jego wartości zmiennej-współczesności. To prawda, że tkwi w niej pewien pierwiastek odświeżenia, odrodzenia malarskości. Skupienie się na wartościach czysto malarskich wydaje się bardzo istotnym rysem twórczości wschodzącej generacji. Oznacza to skupienie na podstawowej dla malarstwa zasadzie wyrażania prywatnej emocji poprzez formę, koncentrację na procesach patrzenia, widzenia, czucia, również na samym fizycznym akcie malowania-pokrywania farbą powierzchni płótna. Malarskość i osobista ekspresja zależna od temperamentu danego twórcy coraz istotniej przeciwstawiają się metodzie intelektualnej i koncepcyjnej, chociaż poczucie dyscypliny, tak myśli jak i warsztatu, jest silne.Mówiąc banalnie, chodzi o tworzenie obrazu w sensie fizycznym, zmysłowym, duchowym. ( ... )
MALOWAĆ Z EMOCJI.Ciekawą myśl Andrzeja Wróblewskiego, iż "Prymityw, szukając wyrazu emocji, odkrywa zaskakujące formy-odwrotnie niż artysta, który szukając nowej formy, dochodzi do wyrazu swojej osobowości", można by właściwie dziś odwrócić. Osobista emocja dla współczesnego malarza jest bowiem zasadniczym powodem tworzenia ( malowania ). To różni go od poprzedników o tyle tylko, o ile twórca dzisiejszy jest tej prawdy świadomy i czyni z niej istotną treść obrazu. Bezpośredniość i autentyzm emocji trzeba stawiać więc wyżej nawet niż banalne kryterium nowości.
Malarzem najszczerszej emocji jest Piotr Czajkowski. Potężne akty kobiet w ekstatycznych pozach zdają się rozrywać prostokąty płócien wrzaskliwą do granic wytrzymałości jaskrawością koloru. Czytelny temat ( śmiały akt ), który jest tu jakby hasłem wywoławczym, pretekstem, podkreśla sens działania czysto malarskiego. Jego istota tkwi zaś w poszarpanych, grubych konturach, monumentalizmie zestawianych po kilka płócien, świetlistości zimnej żółcieni, ekspresji kontrastów laboratoryjnie czystych barw. Malarskość Czajkowskiego podszyta jest machiną fizjologii-tak jak sugeruje to temat. Brzmi w niej żywotny, rockowy rytm. Ogłuszający, ale przede wszystkim pociągająca witalność. (...)
CO JESZCZE O NASZEJ WSPÓŁCZESNOŚCI? Odczuwam pewną nutę nostalgii i tęsknoty za, w sumie nazbyt jeszcze w czasie odległymi, okresami zdrowego rozmalowania. Ta tęsknota, czasami widoczna w zewnętrznych kształtach obrazów (echa lat 60. u Winiarskiego czy skojarzenia z malarstwem "dzikich" lat 80. u Czajkowskiego), oznacza jednak przede wszystkim potrzebę ożywionej dyskusji o malarstwie, która ówczesnym poszukiwaniom artystycznym ( u nas szczególnie na przełomie tal 50. i 60.), tak intensywnie towarzyszyła. Wszystko to składa się na przeczucie nadchodzącego przełamania. Jest wyczekiwaniem na głos, nie tylko obrazów, ale i potrafiących odczuć je i opiewać młodych krytyków, jest nadzieją na zaistnienie nowych miejsc, sytuacji i możliwości. Taka właśnie atmosfera towarzyszy intymnym (to zasada sztuki), ale okropnie potrzebnym nam wszystkim, poszukiwaniom młodych malarzy,
Łukasz Gorczyca